Kapłan musi być dla ludzi. Złoty jubileusz kapłaństwa świętował świętował wieloletni proboszcz parafii katedralnej
Złote obchody święceń prezbiteratu rozpoczęły się od rekolekcji w Polanicy-Zdroju Sokółce, które obaj kapłani przeżywali razem kolegami kursowymi, posługującymi w różnych diecezjach. Jednym z elementów rekolekcji była wizyta w Bazylice Nawiedzenia NMP w Wambierzycach, w której bp Ignacy Dec przewodniczył jubileuszowej Eucharystii. Natomiast 30 maja jubilaci sprawowali Msze św. w swoich najbliższych wspólnotach, gdzie dziękowali za dar kapłaństwa.
Zaangażowany
Ks. prał. Jan Bagiński odprawił dziękczynną Mszę w świdnickiej katedrze. Homilię wygłosił bp Ignacy Dec i przypomniał historię powołania ks. Jana oraz jego posługę w różnych wspólnotach. Odniósł się także do okresu probostwa w parafii pw. św. Stanisława i Wacława w Świdnicy i wymienił jego dokonania.
– To właśnie jemu nasza katedra zawdzięcza m.in. zmianę pokrycia dachowego, wymianę połowy ławek w nawie głównej katedry, elewację naw bocznych i inne prace remontowe. Ks. prałat podejmował różne inicjatywy duszpasterskie oaz szerzył kult do Matki Bożej Świdnickiej. W 2006 roku zainicjował wraz z Andrzejem Protasiukiem „Dni Papieskie” w Świdnicy – wymienił pierwszy biskup świdnicki.
Przykład wiary
Rodzina ks. Jana przeniosła się zaraz po wojnie z Kresów Wschodnich do Ludowa Śląskiego – niewielkiej wsi w okolicach Strzelina. – Po latach, jak już byłem dorosły, zapytałem tatę, dlaczego osiedlił się w tym miejscu. On odpowiedział, że właśnie tu mieszkali w miarę życzliwi Niemcy. Spędziliśmy z nimi rok i pięć dni, mama to obliczyła. Ale chyba ważniejszą sprawą było to, że znajdował się tu kościół, a obok niego szkoła. Polskie rodziny chciały, aby ich dzieci były mądre i pobożne. Taka piękna recepta na życie tych ludzi, których wiele spotkało – opisuje ks. Jan Bagiński. – Prawie do matury posługiwałem jako ministrant. Gdy byłem w piątej klasie szkoły średniej, przyjechał nowy ksiądz wikary. Był oddany sprawie Bożej. Do tego stopnia, że postanowił pokazać mi i jeszcze dwójce starszych ministrantów seminarium. Gdy skończył swoje codzienne obowiązki, wynajął za własne pieniądze samochód i zawiózł nas do Wrocławia. Ten kapłan zaimponował mi swoją postawą i pokazał młode duszpasterstwo – mówił w rozmowie z Niedzielą Świdnicką prał. Jan.
To świadectwo wiary sprawiło, że maturzysta Jan od razu zgłosił się do seminarium. Było to 1 lipca, w dawne Święto Najdroższej Krwi Pana Jezusa.
Służba
Po święceniach kapłańskich, ks. Jan został skierowany do parafii w Oławie. Jako wikary pracował jeszcze we Wrocławiu i Wałbrzychu. Niezależnie od miejsca posługi trafiał na gorliwych i zaangażowanych proboszczów, którzy dawali dobry przykład i zostawiali ślad na młodym księdzu.
Po 12-stu latach wikariatu przyszedł czas probostwa. Najpierw w Piotrowicach koło Kątów Wrocławskich, a po trzech latach – w Wiązowie.
– Na prośbę biskupa zamieniłem się miejscem z dotychczasowym proboszczem parafii w Wiązowie. Zastałem tam fundamenty przyszłej świątyni, trzeba było dokończyć budowę. Zaczęliśmy zbierać składki na materiały. Prace budowlane wykonywali miejscowi murarze. W drobniejszych zadaniach pomagali inni mieszkańcy, a nawet dzieci. Wspólnie budowaliśmy przez 5 sezonów, od maja do września. Wcześniej miejscowość była podzielona, a mnie się wydaje, że prace przy wznoszeniu kościoła scaliły tę społeczność – opisuje ks. Jan.
Minęło 9 lat, gdy kard. Gulbinowicz zwrócił się z prośbą objęcia probostwa w parafii pw. św. Stanisława i Wacława, późniejszej katedrze świdnickiej. Po tygodniowym namyśle i modlitewnym rozważaniu ks. Jan przyjął propozycję. Czas ten upłynął pod znakiem licznych remontów. Był to również okres intensywnej pracy duszpasterskiej – w pierwszych latach wspólnota liczyła ponad 27 tys. mieszkańców i obejmowała również Zarzecze, Kraszowice oraz filię w Makowicach. Ks. prał. w 2012 roku na własną prośbę udał się na emeryturę, jednak nadal wspiera swą obecnością katedralne duszpasterstwo.
Łzy wdzięczności
Po 50-ciu latach kapłaństwa jest okazja, by pochylić się nad wydarzeniami, które w sposób szczególny zapadły w pamięci. Dla ks. Jana jedną z takich historii jest wizyta u chorego w szpitalu wojskowym, do których księża nie mogli wchodzić.
– Zadzwoniła kiedyś pani, której mąż był oficerem Wojska Polskiego. Leżał chory i miał poddać się operacji. Powiedział, że nie zrobi tego, jeżeli się nie wyspowiada i nie przyjmie Komunii Św. Poszedłem wtedy do mojego proboszcza, aby zapytać o radę. Jako, że lubiłem przedstawienia operowe, ksiądz poradził mi, abym ubrał się tak, jak do opery. Pani przyszła następnego dnia. Poszedłem jeszcze do kościoła po Najświętszy Sakrament i udaliśmy się do szpitala. Najpierw wyspowiadałem tego pana, a później, aby nie rzucało się w oczy, chciałem udzielić mu Komunii, gdy on siedział na łóżku. Zsunął się jednak na kolana. Po przyjęciu Ciała Pańskiego chwycił mnie za ręce, ucałował je, a z jego oczu na moje dłonie poleciały łzy. Czasami, gdy wspominam tę historię, czuję na rękach te łzy.
Parę lat później ks. Jan przypadkowo spotkał tę kobietę. Podziękowała kapłanowi za poświęcenie i dodała, że po tym wydarzeniu jej mąż przeżył jeszcze 6 lat. Jak wspomina ks. Bagiński, było to dla niego ogromne przeżycie. Podkreśla również, że ksiądz nie może być urzędnikiem. Zawsze musi być dla ludzi.